Snowprogres - snowboard freeride, splitboard - szkolenia i campy

Splitbergen – relacja

DZIEŃ 1

http://zywiecinfo.pl/magazyn/item/6941-z-zywca-na-arktyke-pierwsza-polska-wyprawa-splitboardowa-splitbergen-2018

 

DZIEŃ 2


Arktyka.
Oczy schną bez mrugania.
.. zanim dotarliśmy do hotelu zgubiliśmy Bartka bagaż, który wypadł z autobusu. Z dużym szczęściem znaleźliźmy go przed ” innymi „. Poważna debata bo prognoza morska „mocna”. Na noc nie ma co liczyć zbytnio …

DZIEŃ 3

Sprawy formalne u Gubernatora załatwione.
Teraz policja i wypożyczenie broni.

DZIEŃ 4

Wiatr 7 bofortów w porywach. Niebo mocno zaciągnięte. Tak ciemno nie bylo nawet nocą choć to akurat złe porównanie.
Rozmawiamy i jemy mieszając te czynności z ciągłym sprawdzaniem wiatru i warunków lodowych w zatokach i fjordach. Czlowiek rozmyśla i ciężko oswoić się z tym co przed oczami. Patrzysz na to co otacza i surrealizm przygniata realność . Wiesz, że świat który znasz jest inny, przeciez nie chodzisz na co dzień po zamarzniętych zatokach, po morzu. Rzadko śnieg jest słony. Pęka, może strzeli jednak coś pcha by dalej, by zobaczyć, przekonać się samemu, nie usłyszeć od kogoś.
Wchodzisz do knajpy i pytasz gdzie zostawić broń, odbierasz po wypiciu kawy.
Czekamy przy plecakach, beczka ratunkowa spakowana,cierpliwość …. cóż to trudny obszar rozmów.
Darek Aniol Engel

DZIEŃ 5


fot. Michał „Mutek” Zieliński
Pierwszy desant (wczorajszy) po 5 minutach już przeładowałem broń mierząc w żywe zwierzą z myślą o zabiciu, zupełnie serio. Przerażająca sytuacja. Nie przyjechaliśmy tutaj na polowanie, a myśl o użyciu broni w takich sytuacjach to sytuacje „zasłyszane”. Otóż nic bardziej mylnego. Wysiadamy z pontonu na krę przy brzegu, ściągamy beczkę ratunkową na śnieg. Ponton odpływa po następnych ja z Tomkiem, dwa plecaki, beczka, splitboard i broń z zapasem amunicji to obrazuje złożoność ekspedycji i składowe projektu.
Tam zobacz takie białe się rusza, dwa… odwracając się jednocześnie zrozumieliśmy że ponton jest już przy jachcie. Wtedy przeładowałem sztucer. Wiele przekleństw i pytań w odpowiedzi z głuchością… Pierwszy raz przystawiłem strzelbę do lica i zmrużyłem powiekę z myślą o zabiciu. Nieprzyjemne, nieco straszne uczucie. Myślisz że źle to sobie wymyśliłeś. Po co?. Jak to odwrócić. Mierzysz w żywe zwierzę. Niedźwiedź. Dwa w dystansie 100 może 150 metrów od nas. 5M za nami morze… Szybka weryfikacja przez lornetkę. Długi obiektyw Mutka z jachtu i nic. Kurwa misie. Ja pierdolę. Jeden leży drugi patrzy na nas. Niby blisko, a jednak nie wiadomo. Stoimy spokojnie, wewnątrz jednak sztorm. Widzimy że patrzą na nas. Pobiegną zaraz…
Więcej ruchu, drugi wstaje, idzie… To duże białe renifery. Radio na jacht kontynuujcie desant, idziemy w góry.
Obiekt freeridowy, którego podnóże około 1h splitowania od brzegu. Szyk rozpoznawczy ustalony. Konieczna jest ciągła obserwacja terenu. Broń w dniu dzisiejszym destrukcyjnie traktuje mój kark. Idę więc jako trzeci. Plan na ewentualną akcję „misiową” ustalony. Kto kiedy co robi. W lewo na dół, broń w przód, kucamy. Całość w kupę. Postoje w słońce lub wersja indiańska. Cały czas skanowanie terenu, niestety błędne. Musimy wrócić i nadłożyć 2km. Obchodzimy mały kanion i stromo na szczyt. 1.5h coraz większym i mocniej zaśnieżonym żlebem. Końcówka na czekanach. Śnieg mokry, ale lekki wbrew pozorom, 45 stopni, dobra prędkość. Kontrola, śnieg stabilny. Jadę pierwszy pomimo problemów zdrowotnych. Spokojnie i miło w dół.
FIRST DESCENT 23:12 SVALBARD – SPLITBERGEN PROJEKT „IT’S ON”.
Z ciekawostek przy powrocie buty pozalewane, zmęczeni, kamizelka w wodzie – odpalona.
1:30 jesteśmy w komplecie i start. Czubaka i Wojtek – wachta. Z drogi do Berentsburga zrobił się nieoczekiwany postój w Longyearbyen ze względu na silny wiatr i niesprzyjające do dalszej żeglugi warunki. Czekamy. Jest szansa na „wypływ” nocą. Paradoksalnie wyż w naszych polskich obszarach przesuwa niże w obszary arktyczne. Dynamika ogromna.
Darek”Anioł”Engel

DZIEŃ 6

O 23:00 wyruszylismy z portu w Longyearbyen w kierunku północy przez otwarty Ocean Arktyczny, pomiędzy lądem Księcia Karola, a najwieksza wyspa archipelagu – Spitsbergen’em.
Pierwsza wachta Mutek i Bartosz do wysokości Barentsburgu. Kolejni to Tomek i ja.

fot. Michał Mutek Zieliński
Zaczęło się. Bardzo długa i wysoka fala. Tomek rzyga, w końcu żeglujemy przez otwarty Ocean po raz pierwszy. Efekt domino po Tomku rozpoczął Bartosz, później juz z górki – festiwal kulinarny Smakosza trwa. Ja na razie jako obserwator. Jedną nogą trzymam Barta by nie wypadł za burtę. Wrzucamy wiadro na linie do wody przy 7 węzłach by pozyskać czyściwo pokładowe. Coraz to nowe postacie na deskach teatru Pierwszej Polskiej Wyprawy Splitboardowej na Spitsbergen. Zafalowanie wzrasta i przyjmuje coraz bardziej nieregularne formy. Horyzont gubi się na coraz dłużej jakby znikał w dolinach. Trudno się złapać wzrokiem czegoś nieruchomego by oddalić chorobę morską. Płyniemy jednak uparcie dalej bo droga do nowego pewnie rzadko bywa prosta i łatwa.

fot. Michał Mutek Zieliński
Żegluga trwa juz nieprzerwanie od ponad 22 h jeszcze … kawałek . Powinniśmy zdążyć. Bo tak naprawdę zdecydowaliśmy się na ten przeskok północny w dość ryzykownym wydaniu. Ruszyliśmy pod koniec jednego sztormu na tym obszarze, mając umowna dobę by dotrzeć do oddalonej o 170 mil zatoki, która jest w stanie dać nam schronienie przed kolejnym niżem z południa, który powinien rozpętać sztorm większy niż poprzedni na tych właśnie wodach po 20h od naszego wypłynięcia. Czas nagli jednak wierzymy w powodzenie tej decyzji. Musimy próbować by móc po załamaniu pogody dotrzeć w czasie okna w rejony interesujące nas freeride’owo. Niepewność wymieszana ze strachem jak by nie bylo. Daleko mi do bycia żeglarzem i doświadczenia na morzu nie mam, ale fal tak dużych i nieregularnych nie widziałem jeszcze. Gdy wszyscy zeszli pod pokład z przyczyn ….. bo musieli. Człowiek zostaje sam z ogromem Oceanu, nie zna łódki, ta natomiast sprawia wrażenie że zmierza zupelnie w inna stronę niż taki prowadzący ją.

fot. Michał Mutek Zieliński
Morale u załogi podskoczyło dopiero po przejściu przez cieśninę która na szczęście okazała się drożna. Było ryzyko że te kilka metrow które sa nam potrzebne będą pokryte lodem lub zapchane napływowymi kraju, wtedy po 15h żeglugi musiałby nastąpić odwrót do Berentsburgu wprost pod depczący nam po rufie sztorm. Jednak fart. Ląd Księcia Karola spowity morzami, które defacto wyglądają jak głazy. Gdyby nie ciekawość dwóch samców z ogromnymi sztyletozębami pewnie byśmy je przeoczyli.
Ten czas na Oceanie to sprawdzian determinacji naszych górskich fantazji freerideowych. Ile jesteśmy w stanie oddać za śnieg, za … pasje.

fot. Michał Mutek Zieliński
Darek Anioł Engel
06.05.2018 17:10 niedziela _Svalbard

DZIEŃ 7


fot. Michał Mutek Zieliński
Pobudka o 5:30.
O 7 już na fokach. Prognoza mówi , że do 13 jest względna widoczność bez silnego wiatru.
Idzie w totalnie nieznane. Nieco sprawdziliśmy na ubogiej mapie jednak nie odpowiedziała nam jak dotrzeć do pożądanego spotu.
Po 1h po platoue docieramy do podnóża, jednak okazuje się nie wymarzonej ściany. Po kolejnych 2 godzinach stromego podejścia przedostajemy się do sąsiedniej doliny. Wysokości nie są duże , nie w tym trudność. Teren zupełnie nie explorowany. Brak informacji u lokalesów – pytaliśmy w miasteczku Ny Alesund, do którego to dobiliśmy jachtem po 25h żeglugi. Teraz jest spore zamieszanie ” w obejściu” bo mieszka tu nagle 130 osób, zimą tylko 30. Głównie naukowcy i badacze Arktyki i zjawisk północnych . Do tego jesteśmy pierwszym jachtem, który dopłynął tak daleko w tym roku.
Pomimo zamieszania wszyscy mówią tylko o zagrożeniu lawinowym i jeśli chcemy iść tam to jest za dużo skał i lepiej nie, a tam to bardzo stromo i odradzają.
Zostaje nam własne poczucie przestrzeni, komfortu i ogromna chęć odkrywcza. Z racji, że nasza wyprawa jest pierwszą tego typu w rejonach Arktycznych i pod kątem freeride nie udało nam się dotrzeć do źródeł informacyjnych o tym terenie, biorąc pod uwagę explorację freerideową.
Idziemy w drugą otwierającą się dolinę w kierunku wschodnim. po osiągnięciu pierwszego etapu na drodze staje nam sporych rozmiarów ściana błękitno szarego lodowca. Jesteśmy przygotowani. Tworzymy dwa zespoły czteroosobowe, prowadzący dwóch „załogantów” i osoba ratownicza na tyle , gdyby szczeliny nie były wystarczająco dośnieżone i prowadzący lub kolejny z nas wpadłby do takiej włąśnie.
Stosunowo szybko i sprawnie pokonujemy połać lodowca , kolejna stroma ściana, puszcza jednak na foce i znajdujemy się jakby na kolejnej platformie nadal lodowcowej niestety, z której to widać nasz cel. Do grani z której powinno nas dopuścić do ataku szczytowego wiedzie rozłożysty ale stromy pod 40-45′ żleb, jak się później okazuje ze zróżnicowaną pokrywą śnieżną.
Idziemy kolejne godziny uciekają. pod koniec żlebu trzeba troczyć splity do plecaków i po stromym , zmrożonym śniegu do szczytu. Końcówka eksponowana ale przynosząca niesamowitą radość, ostrożnie krok za krokiem…
Czubaka na stromej ścianie łamie „obcas ” wiązania i kończy na płaskiej nodze.
Po 5 h podejścia docieramy na szczyt góry, która nie nazywa się nijak . Było przyjemnie trudno. Satysfakcja przez to jeszcze większa. Rozłożenie w głowie terenu na dostępny to zasługa całej ekipy. Koncepcji było kilka . Podjęte przez zespół decyzje okazały się trafne co w rezultacie pozwoliło na zdobycie szczytu.
Teraz w dół. Mutek nasz operator został na wypłaszczeniu lodowca by móc odpalić drona i filmować zmęczenie towarzyszące wspinaczce oraz zjazdy.
Teraz w dół. Śnieg zmienny , jednak w górnych partiach nieco zacienionego żlebu miękki , nawet bardzo przyjemny, zimowy śnieg, w części środkowej szybki lecz zmrożony sam dół już cięższy i nieco wolniejszy choć nachylenie rekompensowało wszystko.
Do pełni szczęścia , gdy wszyscy z ekipy dotrli na szczyt okno pogodowe zrobiło nam widoczność za milion.
Niesamowity dzień. 7h działań to co jednak ujmuje najbardziej prócz surrealistycznych obrazów oceanu arktycznego po którym pływają ogromne kry i góry lodowe. Podczas bycia w górach północy , podczas zjazdów z widokiem na tą surowa nie zniszczoną naturę jest fakt , że jet tutaj pusto. Ludzie tutaj docierają prowadzić badania naukowe. Inni ludzie by obsługiwać tych , którzy prowadzą ww badania poza tym pusto. Totalne odludzie. NIC , a zarazem wszystko ….
Arktyka Freeride, coś innego ….
Darek Anioł Engel – Ny Alesund 7 maj

DZIEŃ 8

Po niespełna 4h żeglugi dotarliśmy do kolejnej z zatok w Kongsfjorden w niesamowitej scenerii, ściany ogromnego lodowca Holtdeal 1375km2 powierzchni. Z udziałem szczęścia zrobiliśmy pontonem desant na niewielką wyspę Blom-Strandhalvoya, splitboardowo wspięliśmy się na najwyższy jej szczyt, zjazd nie należał do bardzo trudnych, natomiast miał miejsce w wyjątkowych okolicznościach natury. Ściana wcześniej wspomnianego lodowca o wysokości ponad 250m (mierzone dronem), krzyczaca co jakiś czas (takie odgłosy pękającego lodu). Pole kry lodowej i góry biało-błękitne pływające w całej zatoce.
Czyste piękno.
Darek Anioł Engel

fot. Michał Mutek Zieliński

DZIEŃ 9


fot. Michał Mutek Zieliński
Wachta trwa.
Dzisiejszy desant krótki łatwy i sprawny. Może nabieramy wprawy. Dwa sztucery w górach. W takich zatokach na północy Svalbardu o misie łatwiej, trzeba być czujnym cały czas. Skanowanie terenu. Podział na sektory obserwacyjne podczas podejść . Sporo tematów. Teren tradycyjnie o podwyższonej estetyce. Piekno aż kipi. Trudno sie tym najeść. Szczęśliwie poszło dzisiaj kilka żlebów. 1,5h płaskowyżem przez zamarzniętą rzekę i od podnóża strome zakosy, nawet same buty pod koniec. Zjazdy wyskalonymi przestrzeniami. W górnych partiach nawet miękki śnieg. Niżej cięższy ale wystarczająco szybki. Rano przed wyjsciem w góry przypłynęła rodzina morsów. One bardzo ciekawskie są. W górach trzy razy podchodził do nas lis polarny, ale trzymał dystans.
Taki to Arktyczny freeride.
Spokojnie choć wybitnie emocjonalnie. Dziękuję za to. Płyniemy szukać dalej, może Ląd Księcia Karola…..
Darek Anioł Engel

DZIEŃ 10

created by dji camera

foto Michał Mutek Zieliński
Płyniemy w kierunku południa bez sztormu, niestety w sporym zachmurzeniu. Podejmowane przez nas próby desantów pomyślne, ale tury bez kontrastu. Teren obiecujący jednak słaba widoczność mocno ogranicza eksplorację. Aktualnie jesteśmy w okolicach Barentsburga i staramy się nadal szukać miejsc umożliwiających zejście na ląd i działania w śniegu. Duża ilość żeglowania wprowadza zmęczenie w ekipie, choć część z nas nadal gotowa do splitboardingu…
Życie na jachcie toczy się raczej spokojnie. Wachty po 4h na morzu kajutami, czyli dwie osoby, reszta się ogarnia i odpoczywa. Spore dystanse więc doba w wodzie i kotwica jeśli uda się znaleźć zatokę nie głębszą niż 40m. Do tego odległość od brzegu nas trzyma i oczywiście zafalowanie. Ponton nie poradzi sobie w trudnej wodzie. Walczymy jednak czas topnieje, a freeriding sam się nie zrobi…
Darek Anioł Engel

DZIEŃ 11

Podejścia dzisiaj długie i trudne. Po płaskim ponad 2h i wejście w górę. Stromy trawers by dostać się przez wybraną przez nas grań. Wyśnieżone zdecydowanie mocniej niż pozostałe części zbocza, wklęsłości żlebów podnoszą ryzyko zejścia śniegu. Idziemy jednak w dystansach i bezpiecznie udaje nam się z Czubaką i Bartoszem pokonać najbardziej newralgiczne momenty góry. Jesteśmy. Teraz tylko w dół. Linie „przydzielone”. Każdy oswaja się z wybranym przejazdem. Mutek z kamerami gotowy. Poza samymi wejściami do linii zjazdu nie widać nic bo kąt spory, ponad 45′ trzeba zaufać sobie, zdjęciu z podnóża i partnerowi na radiu, który naprowadzi pomiędzy skały w żlebie.
Darek Anioł Engel

created by dji camera


fot. Michał Mutek Zieliński

DZIEŃ 12

Dzień Polarny.
Pierwsza Polska Wyprawa Splitboardowa na Spitsbergen – SPLITBERGEN 2018 trwa i ma się dobrze. Walczymy z przeciwnościami pogody …
Ilość składowych by w tych warunkach dotrzeć do zjazdu na nietkniętych zboczach Arktyki jest spora. Muszą spełnić się wszystkie. Miejsce gdzie można zakotwiczyć jacht. Możliwość desantu z pontonu na brzeg. Stopień zagrożenia lawinowego. Odpowiednie wyśnieżenie zbocza. Możliwość podejścia / wspinania się by dotrzeć do linii zjazdu. Cała lista ” potrzeb ” by exploracja mogła się zakończyć sukcesem jest dłłłuuugggaaa ….. trzymajcie kciuki
Darek Anioł Engel

fot. Michał Mutek Zieliński

DZIEŃ 13


fot. Michał Mutek Zieliński
Bliskość tak nienaruszonych terenów oraz specyfika działań splitboardowych, gdzie pomimo pracy w zespole jednak sami podchodzimy i wspinamy się przełamując własne obawy. Sami również zakładamy ślad podczas zjazdu. Grupa daje w pewnym sensie poczucie bezpieczeństwa z drugiej jednak strony musimy sami mierzyć się nie tylko z trudnościami technicznymi i strachem, ale również z sobą. Pchać niemoc która nam towarzyszy. Strome trawersy. Wyśnieżone wąskie żleby, skały na zjazdach.
Freeride it’s exploring for sure, it’s also fun.
Darek Anioł Engel

DZIEŃ 14


Siedzimy w kościele.
Są sofy i kawa.
Dobre miejsce do przemyśleń po wyprawowych i życiowych.
Bardzo mocny wiatr i zachmurzenie.
Dzień 14 – perspektywa.
Łapiemy się często, podczas podejść na błędnym postrzeganiu / szacowaniu dystansów. Pomimo, że szczyty tutaj na Svalbardzie nie należą do bardzo wysokich w porównaniu do gór świata, to odległości zwłaszcza na pierwszych odcinkach po zamarzniętej wodzie często. Podczas dotarcia do podnóża góry wydłużają się znacznie względem planowanego czasu. Do tego dochodzą trudności z pokonywaniem rzek lodowcowych czy lodowców, gdzie wszyscy musimy być związani linami dla bezpieczeństwa i możliwości przeprowadzenia sprawnej akcji ratunkowej.
Darek Anioł Engel

Pierwsza Polska Wyprawa Splitboardowa na Spitsbergen zakończona sukcesem!

… noc, garaż naszego domu, 23:20, zadziwiająco ciemno jak na tą porę.
Zabezpieczam śruby lodowe, odpinam karabinki od uprzęży, trzeba jeszcze linę sklarować i…
Wolnymi myślami wracam z Arktyki, gdzie było niewiele ale za to jak „czystego”.
Było „wolno” przed oczami, jednak ten spokój przeplatał się z olbrzymią energią jaka niewątpliwie płynie z natury.
Freeride, nasz czas tam daleko w lodzie i dziczy, otrzymał inne oblicze. Nieco dystansu. Sporo pokory. Czas, który zawsze jest z nami jakby przez polarny dzień został nieco w cieniu.
Wspólne wachty, wspinaczka, wspólne obawy, „skanowanie terenu”, dbanie o siebie nawzajem …
Zaufanie, które rodzi się w trudnych momentach, kiedy ważniejsze są oczy partnera niż własne. Czy byś się odważył … ?
Jak chcemy zmieniać świat, bez ścieżki w nieznane, bez pierwszej linii.
Poznać by zmienić.
W działaniach górskich ważna jest staranna kolejność ruchów.
My ją zachowaliśmy.
Dziękuję Mojej Żonie,
Dziękuję Wam Progres Team.
Darek Anioł Engel
– SPLITBERGEN 2108 –

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pozostałe kategorie